Firenze - La Colonna di San Zanobi e Duomo

czwartek, 30 czerwca 2011

Prace ogrodowe.

     Jak się nie zająć ogrodem gdy akurat dzień spokojniejszy a do tego żar z nieba przesłonily delikatne chmury i mgły. Dzięki temu temperatura nie przekroczyła 25st. mimo, że woalka mgły albo małych chmur momentami przepuszczała słońce. Z rana po Mszy św. odbyło się więc koszenie trawy z obu stron domu. A po południu przycinanie krzewów, zwłaszcza żylistka. Miałem skojarzenia biblijne. Bo w przypowieści ogrodnik przycina winorośl żeby wydała lepszy owoc a tu cięcie krzewu spowoduje, że w przyszłym roku obsypie się obficiej kwiatami. Wygląda wtedy jak fontanna kwiatowa :) Na fotkach biały żylistek w fazie kwitnienia, przekwitły i dzis wyglądający dośc dramatycznie, po przycięciu. Będzie dobrze :)




środa, 29 czerwca 2011

Świętych Piotra i Pawła.

  Zawsze są jakieś okoliczności, która sprawiają, że święto ma kontekst nadający mu specjalny charakter. Tym razem uroczystość świętych Piotra i Pawła przypada gdy papież Benedykt obchodzi 60 rocznicę swoich święceń kapłańskich.
Z wdzięcznością myśle o jego posłudze, o łaskach minionego roku kapłańskiego, który ogłosił, o staraniach by zachować kontynuacje Tradycji katolickiej i szacunek dla Krzyża, oraz dla liturgii, więc z synowską sympatią oddaję Bogu posługę kapłańską Papy Ratzingera.
Druga okoliczność to święcenia kapłańskie w naszej diecezji. Mamy jedynego kandydata w tym roku: don Ioan Marius. Trzeba niewątpliwie prosić o odwagę do realizacji nowych powołań duchownych. One na pewno są, ale za mało mają wsparcia, a za wiele spraw przyczynia się do zagłuszenia drogi duchowej służby Panu Bogu i wspólnocie Kościoła. Proszę także Ciebie o modlitwę...
Trzecia okoliczność jest bardziej przyziemna, albo unosząca sie w powietrzu.
To żar tropików. U nas w górach wyjątkowo wilgotno, co się rzadko zdarza i temperatura 29st. w cieniu. Wyobrażam sobie jak upalnie musi być na dole. Bywa, że tam jest o 10st. więcej, więc dziś około 39st.! Wilgoć plus gorąco mogą unieruchomić większość aktywności. Dziś tak właśnie jest ze mną. Podobno idzie zmiana pełna burz i opadów. Kiedy piszę, już słychać pierwsze pomruki.

Pro Papa Benedetto

wtorek, 28 czerwca 2011

Pelargonie i mahonia.

     Drugi dzień upałów, także w górach, więc podlewanie ogrodu było nie do uniknięcia. Trochę zdążyłem przyciąć gałęzi w przekwitłych żylistkach. Pelargonie i mahonia w pełnej krasie, aż miło popatrzeć. Wszystko wokół przesycone jest zapachem kwitnących lip. Po zapadnięciu zmroku tajemniczo mrugają do tego świetliki. Ulubiły sobie szczególnie głogowniki i graby wokół domu.
Do południa była kawa u sąsiadki, pomagającej w potrzebie, służącej życzliwą poradą i doświadczeniem. Potem kilkanaście km w dół do Municipio - Urzędu Gminy, z dokumentami ślubnymi i parę sprawunków w dalszej miejscowości w dolinie. Zrobiło się nieznośnie parno. Zbierało się na burzę, przynajmniej na niebie, bo napotkani ludzie: nasz lekarz, policjant, urzędniczka i sprzedawca ziół byli pełni pogodnego nastawienia do świata, z czego i ja skorzystałem. Chmury burzowe jakoś się rozeszły i słońce operowało do końca dnia.



poniedziałek, 27 czerwca 2011 - dzień nie tylko odpoczywania

     Tak zwykle jest, że po niedzieli poniedziałek jest dniem wyciszenia i odpoczynku ale tym razem nie do końca. Akurat wróciła pewna starsza pani, która w czasie błogosławieństwa domów i rodzin była w szpitalu. To było przed Wielkanocą a uzupełnienie poczyniłem teraz. Zaprosiła na śniadanie i taka była atmosfera jakbym przyszedł do moich rodziców. Zresztą wiek tych państwa zbliżony. Następne dwie kobiety straciły w tych dniach krewnego, który na stałe wyemigrował stąd w okolice Genewy i choć pogrzeb nie u nas, bardzo się ucieszyły z wizyty pocieszenia.
Na koniec gorącego dnia były jeszcze zakupy "na dole" czyli w gorącej do 35st. Florencji, która wieczorną porą zachwyciła czymś mniej typowym. To coś wywołuje we mnie fascynację i podziw choć wiem, że nie będę tego cacka posiadał ani używał. :)

niedziela, 26 czerwca 2011

U nas dzisiaj Corpus Domini.

     Ta niedziela była szczególnie uroczysta ze względu na Boże Ciało obchodzone w naszym regionie w niedzielę. Tym razem była godzinna adoracja przed Mszą św. i krótka, symboliczna, procesja zakończona ołtarzem i błogosławieństwem parafii na koniec liturgii. Mówiłem i myślałem dziś o święcie Eucharystii w kontekście cięcia winorośli albo pszenicy młóconej na mąkę. To obraz naszych prób i trudnych doświadczeń. One też prowadzą do większych owoców, do podniesienia jakości ducha. Nie obyło się też bez próby, która jakby od razu miała zweryfikować mówienie o krzyżach z własnym podejściem do trudnej sytuacji. Demon zna nasze deficyty... Pogoda dopisała lazurem i ciepłem. Do tego wieczorem okazało się, że w ogrodzie przydomowym pod czarną sosną obrodziły drugi raz tego roku podgrzybki! :) I to jak! Zebrałem ponad 2kg. Trafiły do lodówki. Jutro sie nimi zajmę.

sobota, 25 czerwca 2011

Atmosfera weselna.

     Dziś było u nas wesele Marco i Silvii. Msza św. taka pełna swojskiego klimatu w przestrzeni kościoła San Michele Arcangelo. Oczywiście trudno sprecyzować na czym to polega ale to się odczuwa. Przyjechało bardzo dużo dorosłej młodzieży, co w górach zaraz zmienia strukturę społeczną. Na co dzień większość stanowią ci w podeszłym wieku. Impreza weselna odbyła się na powietrzu, u sióstr, na placu przy klasztorze owianym ciepłym, 25 stopniowym powietrzem, przesyconym zapachem kwitnącej lipy. Zakwitła też katalpa. Przygotowano pokaźne ilości crostini. Gości bylo ok.200. Przy okazji widać było jak dzieci urosły od ostatnich wakacji. Mieszkają przeważnie daleko stąd (np. Werona, Mediolan) i spędzają w górach wakacje a ślub stał się dodatkowym motywem do szybszego przyjadu. Byłem wzruszony podczas ceremonii, bo państwo młodzi to bliscy znajomi. W drodze do domu inna rodzina, tym razem polsko-włoska zaciagnęła mnie na grillowaną wędlinę, w tym naszą smakowita kaszankę.

piątek, 24 czerwca 2011

czwartek, 23 czerwca 2011 - Z wyprawy do Padwy i Wenecji

Posted by Picasa

środa, 22 czerwca 2011 - Lucca mistyczna, przy okazji.

     W drodze powrotnej, z okolic nadmorskich, do domu wstąpiliśmy do Lukki. Oprócz tego co najczęściej odwiedzane w urokliwym mieście ze słynnymi murami okalającymi bogatą w zabytki starówkę, zajrzeliśmy poza te mury do kościoła - sanktuarium, św.Gemmy Galgani, mistyczki, osoby z marginesu swojej współczesności, która po śmierci zyskała akceptację. Gemma doświadczała w wizjach pasji Chrystusa. Lukka pod tym względem ma swoją dynamikę duchowego zmagania.



środa, 22 czerwca 2011 - wyjazd nad morze

     W tygodniu okolice Pizy zachęcają do odwiedzenia plaży, kąpieli słonecznych i morskich. Zwłaszcza jak przyjadą w odwiedziny osoby, które tych stron nie znają a lubią wodę, kolory i zapach bryzy z widokiem na Alpy Apuańskie w tle. Jak nie jechać i nie pokazać!? Miejsce pełne światła, przestrzeni, relaksu. W powietrzu był upał a woda wystarczająco ciepła. :)

wtorek, 21 czerwca 2011

Z poziomkowego spaceru i obiadu

Posted by Picasa

wtorek, 21 czerwca 2011 - Samodzielny

  Niby sprawa prosta ale na początku trzeba sie przyzwyczaić do ustawień i kodów jakimi sie posługuje na tej stronie. Pierwsze koty za płoty :) Jest więc tło prawie oddające wrażenie widoków gdy się podąża autem z Florencji w stronę morza i Pizy; jest zdjęcie reprezentacyjne dla Toskanii i dla moich zachwytów, czyli fragment mozaiki marmurowej na fasadzie florenckiego duomo z krzyżem tuż obok baptysterium. To pisanie w formie bloga następuje dzięki zachęcie już wcześniej wymienionej Małgosi Matyjaszczyk, można powiedzieć mistrzyni, która jest klasą dla siebie w pisaniu bloga po polsku z gościnnej Toskanii. Teraz dołaczam do tego polskiego grona piszących z włoskiej ziemi. Cieszę się a trochę jestem onieśmielony. Ciągle szukam konwencji tego diario/pamiętnika. Jest parę inspiracji. Najbardziej kusząca wydaje sie konwencja "ogrodu emocji" podlanego wiadomościami zdobytymi z różnych źródeł, przekazu tego co się czuje i wie będąc w miejscach ciekawych, historycznych, pięknych. Radością dzisiejszego dnia było wspólne przebywanie z ks.Krzysiem i Małgosią, ktorzy przyjechali do mnie w góry pokonawszy serpentynami 40km. Odbyliśmy spacer wzdłuż potoku i stromymi zboczami porośniętymi kasztanami jadalnymi, daglezjami i świerkami. Potem spożyliśmy wspólny obiad. Wiodącym smakiem był królik pieczony z jabłkami, cytryną i majerankiem. Przepis mojej mamy z rodzinnego Pomorza Zachodniego. Nowością stały się morelki, które posadziłem 3 lata temu obok domu i po raz pierwszy dały owoce. W sam raz do gościnnego posiłku.  A zwieńczeniem miłego spotkania było utworzenie tego bloga, w którym kochani Goście wydatnie mi pomogli praktycznymi radami. Za co jestem im wdzięczny. :)
Ps. W górach znaleźliśmy pysznie smakujące i dojrzałe poziomki!

wtorek, 21 czerwca 2011

Mój pierwszy wpis pod kierunkiem i w obecności Małgosi i Krzysia. Rozpoczęliśmy lato spacerem, wspólnym obiadem i... blogiem :)