Stolica Cypru Nikozja (Lefkosia) jest podzielona jak dawniej Berlin. Po stronie państwa należącego do Unii Europejskiej mieszka ok.300 tysięcy osób a po stronie północnej kilkadziesiąt tysięcy. Sytuacja prawna skomplikowana bo tzw.Cypr Północny - turecki, nie zyskał akceptacji społeczności międzynarodowej. Dziwny twór państwa, które faktycznie jest, a prawnie jakby go nie było. Swoista smutna atrakcja turystyczna. Jest więc rana granicy poprowadzonej przez połowę miasta, zasieki, mury, punkty kontrolne, wojsko ONZ w strefie buforowej i domy w niej jakby właśnie skończyło się bombardowanie - ruiny bez okien, jak np. ogromny Ledra Palast tuż przy check-pointcie, ale już w pasie ziemi niczyjej. Poza strefą graniczną tętni życie. Po greckiej stronie przypomina bogatą Europę a po tureckiej realia komunistyczne z akcentami zachodnimi. Nasuwa się pytanie: Jeden i drugi naród przesympatyczny, gościnny dla turystów, a czemu nie mogą sie porozumieć? Odpowiedź nie jest łatwa. Rejon Bliskiego Wschodu zna podobne zjawiska. Jedna z usłyszanych odpowiedzi wydała mi się szczególnie trafna: Nikt nie jest gotowy na kompromis i ustępstwa. Do Izraela i Palestyny stąd żabi skok a napięcie jeszcze większe. Na Cyprze trwa przynajmniej rozejm. Warto było zobaczyć i wejść w realia na pólnoc, za murem. Jest tam coś z dawnej PRL-owskiej Polski: miejsca tętniące życiem zadbane i strasznie zapuszczone ale pełne serdeczności. Trzeba pewnie pobyć dłużej, nie na wakacjach, żeby doświadczyć prawdy powodów tej sytuacji. Wspomniany Berlin miał podobny mur. Były także jak tu ostrzeżenia, że właśnie opuszcza się strefę bezpieczeństwa tzw.zachodu. Nie wszystko dało się uwiecznić na zdjęciach. Słowa niech uzupełniają.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz