Obejrzałem. Zachwyciłem się. Chodzę ze wspomnieniem i podziwem dla Margaret Thatcher i dla odtwórczyni głównej roli filmowej - Meryl Streep. Żelazna Dama jest też taka bliska przez obraz swojej starości, tęsknoty za nieżyjącym mężem. A do tego ciągle odważna. Nawet w wyjściu po mleko do sklepu na etapie ciężkiej choroby, wbrew urzędowej ochronie... Ciągle zresztą zadziwiała i budziła słuszny respekt, a u innych kontestację. Znana z przyjacielskiej relacji do prezydenta USA, którego po śmierci pożegnała biorąc udział w pogrzebie.
Camp David, 1986r.
W tle przygrywa mi muzyka z filmu i brzmią słowa piosenki Shall We Dance? z zaczarowanego musicalu pt. The King and I. A zaraz potem te zdjęcia z Kornwalii: plaża, morze, biegające, szczęśliwy mąż i dzieci Margaret. Chyba film uruchomił moje własne piękne wspomnienia ze Szczecina i wyjazdów z rodzicami nad fascynujące bezkresem i krzyczącymi mewami morze w naszych Międzyzdrojach... Co za klimaty! A jaki czar kina! :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz