"Il prete rosso" czyli rudy ksiądz, jak nazywano Antonio Vivaldiego, posługiwał niechcianym dzieciom w przytułku. Jego posługa była związana z muzyką zwłaszcza skrzypcową. W pięknym kościele, obok sierocińca, uczył młodzież muzyki i urządzał koncerty orkiestry dziecięcej dla której pisał swoje słynne utwory. Orfanotrofio, jak nazywano sierociniec, było miejscem - kuźnią talentów i źródłem inspiracji, zapału twórczego kompozytora, który z niejasnych dziś przyczyn zaprzestał dość szybko sprawować Mszę świętą. Napotkałem dwa wyjaśnienia. Jedno, mniej życzliwe, mówiło że zakazano mu Najświętszej Ofiary ponieważ w trakcie jej sprawowania przerywał i szedł do zakrystii zapisać powstałą w głowie muzykę. Inne wytłumaczenie odwołuje się do jego wrażliwości duchowej i stałych udręczeń demonicznych z którymi się borykał od najwcześniejszych lat życia. Być może te prześladowania złego ducha wzmagały się w czasie liturgii i Vivaldi nie mógł sprostać takiemu obciążeniu i wolał z pokorą tylko we Mszy św. uczestniczyć? Sprawa ta pozostaje zagadką.
Tzw.kościół Vivaldiego, dziś zdekonsekrowany i używany jako sala koncertowa przy Riva degli Schiavoni.
Umieszczona z boku kościoła tablica w surowy sposób groziła rozmaitymi karami kościelnymi tym, którzy pozbywali się niechcianych dzieci. Dziś Wenecja chwali się Vivaldim i na ulicach słychać czasem muzykę wielkiego artysty. W trakcie jego życia nie był otoczony powszechną serdecznością. Pomawiano go o intymne relacje z uczennicami ponieważ zabierał niektóre ze sobą w podróż do Ferrary gdzie odbywały się koncerty. Nigdy te oskarżenia nie zostały potwierdzone dowodami. Koniec życia maestro przypomina trochę koniec Mozarta. Ostatni rok Vivaldi spędził w Wiedniu. Zmarł schorowany i ubogi. W związku z lichym stanem majątkowym pochowano go w anonimowym grobie zbiorowym dla ubogich. R.i.P.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz